sobota, 28 lutego 2015

III



Strach. Niewielki strach nie przeraża ani nie paraliżuje. Pobudza i wyostrza zmysły, przyśpiesza reakcje. Powoduje nagły skok adrenaliny.
W konsekwencji dodaje siły i odwagi. Sprawia, że wszystko odczuwamy bardziej, mocniej, a każda emocja przybiera na sile”
Reichter Nina „Ostatnia Spowiedź” (I Tom)



                Informacja, którą otrzymałem od Ester, natychmiast dotarła do moich szarych komórek, które rozpoczęły swoją pracę na najwyższych obrotach. Pora wdrożyć plan „B”. Wstałem z łóżka, po czym podszedłem wolnym krokiem do dziewczyny, która nadal sterczała w progu drzwi. Stanąłem pół metra od niej, zaczynając negocjacje.
 - Jesteś pewna swojej decyzji? – spytałem, unosząc teatralnie brew i zakładając ręce na piersi.
 - Tak… Jestem pewna… - nieśmiałość miała wypisaną na twarzy, niczym atrament na śnieżnobiałym pergaminie. To mnie jeszcze bardziej zachęciło do kontynuowania dyskusji.
 Pamiętasz konsekwencje związane z tym wyborem? – chciałem wzmóc jej niepewność. – Czy jesteś świadoma tego, że jeżeli tutaj zostaniesz, to za kilka dni będziesz wąchać kwiatki od spodu?
            Dziewczyna spuściła wzrok na podłogę. Niemalże słyszałem, jak trybiki w jej głowie co i rusz ocierają się o siebie nawzajem, wydając przy tym nieprzyjemne zgrzyty. Panienka z każdą chwilą traciła argumenty.
            Nagle poczułem ogromne zmęczenie. Jakby nie patrzeć, nie spałem już od długiego czasu. Straciłem zainteresowanie dziewczynką i skierowałem się do kuchni. Miałem wybór; alkohol albo kawa. Pierwsza opcja była wielce kusząca, lecz wiązała się z poniesieniem odpowiedzialności za odniesione straty. Mogły to być zepsute meble, spalony dom lub, co gorsze; śmierć niewinnego człowieka.
            Dumając tak, sunąłem niczym zjawa po schodach, oświetlonych leciutkim światłem drobnych lampek, przyczepionych do ściany na kształt wodospadu. Podłoga, mimo że była wyłożona miękką wykładziną, jakimś cudem nie potrafiła ukryć głośnego stąpania mojej towarzyszki.
Nie dość, że bojaźliwa i głupia, to jeszcze niezgrabna…
Podszedłem do blatu i rozpocząłem rytuał parzenia kawy. Ester spoglądała na mnie, jak na czarodzieja, kiedy to zręcznymi ruchami przygotowywałem kawę po turecku. Gdy minęło kilkanaście minut, wlałem napar do dwóch kubków. Jeden z nich dałem dziewczynie, która chwyciła go zdezorientowana i zaczęła się wpatrywać w jego zawartość. Nieprzejęty pociągnąłem duży łyk napoju, czując jak powraca do mnie energia. Zadowolony odetchnąłem w duchu. Przy kolejnym łyku, moje wyczulone zmysły poczuły gorzki smak kawy, a ja odruchowo się skrzywiłem. Podniosłem wzrok na dziewczynkę. Znów stała cicho, nieruchomo i po raz kolejny mnie tym wkurzyła.
Odstawiłem kubek. Wyjąłem z górnej szafki litrową butelkę starego Burbona, a następnie podszedłem do dziewczyny.
 - Daj mi to. – powiedziałem, wskazując na jej kawę.
 - Co chcesz zrobić? – spytała cicho.
 - Zgaduj, Sherlocku. – odparłem wpieniony, po czym wyrwałem dziewczynie kubek, a następnie wlałem do niego alkohol. – Pij. – rozkazałem, wręczając jej zabójczą mieszankę.
 - A-Ale ja nie powinnam…
 - Pij. – powtórzyłem, kończąc dyskusję.
            Spojrzała smętnie na napój i pociągnęła łyczek. Od razu zaczęła kasłać, a z jej oczu płynęły łzy. Na ten widok trudno było powstrzymać śmiech.
            Gdy już doszła do siebie, spojrzała na mnie wilkiem. Ma zdecydowanie zbyt słabą głowę na takie trunki. Jutro rano będzie jeszcze weselej. Odwzajemniłem spojrzenie, zadowolony z efektu Burbona.
 - To co? Pogadasz ze mną? – spytałem rozpromieniony.
 - A ty z czego się tak cieszysz? – dziewczyna dokończyła kawę, co ja zrobiłem już dawno. Odstawiła głośno kubek na granitowy blat i poczłapała do salonu. Rzuciła się na kanapę, nie zważając na moją obecność. Ja również usiadłem, a następnie ponowiłem rozmowę.
 - Jaki jest twój wybór? – spytałem. – Zostajesz ze mną, czy odchodzisz?
 - Zostaję. – odparła niemrawo.
            Mówi tak nawet, kiedy jest pijana?!
 - Dlaczego? Przecież wiesz, że wtedy umrzesz. – powiedziałem z lekką rozpaczą w głosie.
            Dziewczyna spojrzała na mnie poważnie i powiedziała:
 - Kiedyś się dowiesz, Xavierze.
            Siadła prosto, ustawiając ze skupieniem swoje dłonie na kształt pistoletu. Wycelowała je w moją stronę i krzyknęła „bum!”. Odruchowo padłem na podłogę, by uniknąć „pocisku”. Ester widząc, jak zaprzyjaźniam się z podłogą, wybuchła szaleńczym śmiechem, po czym padła na kanapę, niczym trup. Szybko podbiegłem do niej, aby sprawdzić, czy nic jej nie jest. Okazało się, że zasnęła.
            Wyciągnąłem z szafy czarny koc, którym przykryłem dziewczynę, po czym sam poszedłem do sypialni. Już mnie nie obchodziło, czy będę mieć koszmary, czy też w ogóle nie zasnę. Potrzebowałem odpoczynku, ponieważ jutro zapowiadał się równie trudny dzień.
            Padłem na łóżko, a kiedy tylko moja głowa dotknęła poduszki, oddałem swoje ciało oraz duszę w objęcia Morfeusza, zasypiając lekkim i niespokojnym snem…

***

            Chłopak, którego znałem aż zanadto, stał naprzeciwko dziewczyny, opierającej się o zewnętrzną ścianę chatki. Rozmawiali o jakiś drobnostkach.
            Nagle on umilkł, po czym ją zaatakował. Chwycił obiema rękoma jej szyję. Dziewczyna zaczęła się szamotać, próbowała coś powiedzieć, coś zrobić.
Ręką wyczuła pogrzebacz, zawieszony na haczyku przyczepionym do ściany. Złapała narzędzie, a następnie jego ostry koniec wbiła w nogę przeciwnika. Wróg zawył i puścił swoją ofiarę, która pokasłując, padła na kolana. Gdy dziewczyna się uspokoiła, wstała i zaczęła uciekać.
            Chłopak trochę później, również doszedł do siebie. Pobiegł za dziewczyną.
            Pędzili przez ciemny las szybko, jakby na złamanie karku.
            Raptem, ona stanęła. Odwróciła się w jego stronę. Chłopak biegł, z każdą sekundą będąc coraz bliżej. Skoczył na nią, przygważdżając ją do ziemi całym swoim ciężarem, niczym szmacianą lalkę.
            Dziewczyna popatrzyła w oczy przeciwnika, próbując nawiązać z nim kontakt. Po jej policzkach zaczęły spływać łzy, co bardzo ją zdziwiło.
            Wszystko wokół jakby się zatrzymało. Ester spojrzała na mnie i wypowiedziała słowa, które odrzuciły wszystkie moje pytania oraz wątpliwości.
 - Kocham cię. Proszę, nie zabijaj mnie. – wyszeptała.

***

Obudziłem się. Oddychałem tak, jakbym przed chwilą przebiegł maraton. Moja koszulka była cała mokra, dlatego też ściągnąłem i rzuciłem ją przed siebie. Przetarłem twarz, czując pod opuszkami palców kilkudniowy zarost. Rozmyślałem nad swoim snem. Ona mnie kocha?! Przecież jestem mordercą!
Padłem na łóżko i powoli zasypiałem. W pewnej chwili, poczułem jak ktoś delikatnie całuje mnie w czoło, a następnie przytula swoimi ciepłymi, drobnymi ramionami. Krwawe wspomnienia, które tak długo chowałem, zapieczętowane w mym umyśle, wypłynęły na wierzch.

 - Mamo… - wyszeptałem, a po moim policzku spłynęła łza.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz