„Strach. Niewielki strach nie przeraża
ani nie paraliżuje. Pobudza i wyostrza zmysły, przyśpiesza reakcje. Powoduje
nagły skok adrenaliny.
W
konsekwencji dodaje siły i odwagi. Sprawia, że wszystko odczuwamy bardziej,
mocniej, a każda emocja przybiera na sile”
Reichter Nina „Ostatnia Spowiedź” (I
Tom)
Informacja, którą otrzymałem od
Ester, natychmiast dotarła do moich szarych komórek, które rozpoczęły swoją
pracę na najwyższych obrotach. Pora wdrożyć plan „B”. Wstałem z łóżka, po czym
podszedłem wolnym krokiem do dziewczyny, która nadal sterczała w progu drzwi.
Stanąłem pół metra od niej, zaczynając negocjacje.
- Jesteś pewna swojej decyzji? – spytałem,
unosząc teatralnie brew i zakładając ręce na piersi.
- Tak… Jestem pewna… - nieśmiałość miała
wypisaną na twarzy, niczym atrament na śnieżnobiałym pergaminie. To mnie
jeszcze bardziej zachęciło do kontynuowania dyskusji.
Pamiętasz konsekwencje związane z tym wyborem?
– chciałem wzmóc jej niepewność. – Czy jesteś świadoma tego, że jeżeli tutaj
zostaniesz, to za kilka dni będziesz wąchać kwiatki od spodu?
Dziewczyna spuściła wzrok na
podłogę. Niemalże słyszałem, jak trybiki w jej głowie co i rusz ocierają się o
siebie nawzajem, wydając przy tym nieprzyjemne zgrzyty. Panienka z każdą chwilą
traciła argumenty.
Nagle poczułem ogromne zmęczenie. Jakby nie patrzeć, nie spałem już od
długiego czasu. Straciłem zainteresowanie dziewczynką i skierowałem się do
kuchni. Miałem wybór; alkohol albo kawa. Pierwsza opcja była wielce kusząca,
lecz wiązała się z poniesieniem odpowiedzialności za odniesione straty. Mogły
to być zepsute meble, spalony dom lub, co gorsze; śmierć niewinnego człowieka.
Dumając tak, sunąłem niczym zjawa po
schodach, oświetlonych leciutkim światłem drobnych lampek, przyczepionych do
ściany na kształt wodospadu. Podłoga, mimo że była wyłożona miękką wykładziną,
jakimś cudem nie potrafiła ukryć głośnego stąpania mojej towarzyszki.
Nie dość, że bojaźliwa i głupia, to
jeszcze niezgrabna…
Podszedłem do blatu i rozpocząłem rytuał parzenia kawy. Ester
spoglądała na mnie, jak na czarodzieja, kiedy to zręcznymi ruchami
przygotowywałem kawę po turecku. Gdy minęło kilkanaście minut, wlałem napar do
dwóch kubków. Jeden z nich dałem dziewczynie, która chwyciła go zdezorientowana
i zaczęła się wpatrywać w jego zawartość. Nieprzejęty pociągnąłem duży łyk
napoju, czując jak powraca do mnie energia. Zadowolony odetchnąłem w duchu.
Przy kolejnym łyku, moje wyczulone zmysły poczuły gorzki smak kawy, a ja
odruchowo się skrzywiłem. Podniosłem wzrok na dziewczynkę. Znów stała cicho,
nieruchomo i po raz kolejny mnie tym wkurzyła.
Odstawiłem kubek. Wyjąłem z górnej szafki litrową butelkę
starego Burbona, a następnie podszedłem do dziewczyny.
- Daj mi to. – powiedziałem, wskazując na jej
kawę.
- Co chcesz zrobić? – spytała cicho.
- Zgaduj, Sherlocku. – odparłem wpieniony, po
czym wyrwałem dziewczynie kubek, a następnie wlałem do niego alkohol. – Pij. –
rozkazałem, wręczając jej zabójczą mieszankę.
- A-Ale ja nie powinnam…
- Pij. – powtórzyłem, kończąc dyskusję.
Spojrzała smętnie na napój i
pociągnęła łyczek. Od razu zaczęła kasłać, a z jej oczu płynęły łzy. Na ten
widok trudno było powstrzymać śmiech.
Gdy już doszła do siebie, spojrzała
na mnie wilkiem. Ma zdecydowanie zbyt
słabą głowę na takie trunki. Jutro rano będzie jeszcze weselej. Odwzajemniłem
spojrzenie, zadowolony z efektu Burbona.
- To co? Pogadasz ze mną? – spytałem rozpromieniony.
- A ty z czego się tak cieszysz? – dziewczyna dokończyła
kawę, co ja zrobiłem już dawno. Odstawiła głośno kubek na granitowy blat i
poczłapała do salonu. Rzuciła się na kanapę, nie zważając na moją obecność. Ja
również usiadłem, a następnie ponowiłem rozmowę.
- Jaki jest twój wybór? – spytałem. –
Zostajesz ze mną, czy odchodzisz?
- Zostaję. – odparła niemrawo.
Mówi
tak nawet, kiedy jest pijana?!
- Dlaczego? Przecież wiesz, że wtedy umrzesz. –
powiedziałem z lekką rozpaczą w głosie.
Dziewczyna spojrzała na mnie
poważnie i powiedziała:
- Kiedyś się dowiesz, Xavierze.
Siadła prosto, ustawiając ze
skupieniem swoje dłonie na kształt pistoletu. Wycelowała je w moją stronę i
krzyknęła „bum!”. Odruchowo padłem na podłogę, by uniknąć „pocisku”. Ester
widząc, jak zaprzyjaźniam się z podłogą, wybuchła szaleńczym śmiechem, po czym
padła na kanapę, niczym trup. Szybko podbiegłem do niej, aby sprawdzić, czy nic
jej nie jest. Okazało się, że zasnęła.
Wyciągnąłem z szafy czarny koc,
którym przykryłem dziewczynę, po czym sam poszedłem do sypialni. Już mnie nie
obchodziło, czy będę mieć koszmary, czy też w ogóle nie zasnę. Potrzebowałem
odpoczynku, ponieważ jutro zapowiadał się równie trudny dzień.
Padłem na łóżko, a kiedy tylko moja
głowa dotknęła poduszki, oddałem swoje ciało oraz duszę w objęcia Morfeusza,
zasypiając lekkim i niespokojnym snem…
***
Chłopak, którego znałem aż zanadto,
stał naprzeciwko dziewczyny, opierającej się o zewnętrzną ścianę chatki.
Rozmawiali o jakiś drobnostkach.
Nagle on umilkł, po czym ją
zaatakował. Chwycił obiema rękoma jej szyję. Dziewczyna zaczęła się szamotać,
próbowała coś powiedzieć, coś zrobić.
Ręką wyczuła
pogrzebacz, zawieszony na haczyku przyczepionym do ściany. Złapała narzędzie, a
następnie jego ostry koniec wbiła w nogę przeciwnika. Wróg zawył i puścił swoją
ofiarę, która pokasłując, padła na kolana. Gdy dziewczyna się uspokoiła, wstała
i zaczęła uciekać.
Chłopak trochę później, również
doszedł do siebie. Pobiegł za dziewczyną.
Pędzili przez ciemny las szybko,
jakby na złamanie karku.
Raptem, ona stanęła. Odwróciła się w
jego stronę. Chłopak biegł, z każdą sekundą będąc coraz bliżej. Skoczył na nią,
przygważdżając ją do ziemi całym swoim ciężarem, niczym szmacianą lalkę.
Dziewczyna popatrzyła w oczy
przeciwnika, próbując nawiązać z nim kontakt. Po jej policzkach zaczęły spływać
łzy, co bardzo ją zdziwiło.
Wszystko wokół jakby się zatrzymało.
Ester spojrzała na mnie i wypowiedziała słowa, które odrzuciły wszystkie moje
pytania oraz wątpliwości.
- Kocham cię. Proszę, nie zabijaj mnie. –
wyszeptała.
***
Obudziłem się. Oddychałem tak, jakbym przed chwilą przebiegł
maraton. Moja koszulka była cała mokra, dlatego też ściągnąłem i rzuciłem ją
przed siebie. Przetarłem twarz, czując pod opuszkami palców kilkudniowy zarost.
Rozmyślałem nad swoim snem. Ona mnie
kocha?! Przecież jestem mordercą!
Padłem na łóżko i powoli zasypiałem. W pewnej chwili,
poczułem jak ktoś delikatnie całuje mnie w czoło, a następnie przytula swoimi
ciepłymi, drobnymi ramionami. Krwawe wspomnienia, które tak długo chowałem,
zapieczętowane w mym umyśle, wypłynęły na wierzch.
- Mamo… - wyszeptałem, a po moim policzku
spłynęła łza.