piątek, 15 maja 2015

V



„Strach. Ogromny strach obezwładnia. Przeraża i zdaje się być ostatecznością. Miesza zmysły, odbiera zdolność postrzegania. Zalewa umysł i przejmuje nad nim władzę. Tak samo zresztą jak nad sercem. "

Reichter Nina „Ostatnia Spowiedź" (I Tom)

[ON]

Od: iammermaid@fallmail.com
Do: profesionalbabysitter@vme.com
Temat: Richard Matthew McFarland potrzebuje profesjonalnej opiekunki.
Podczas, gdy me oczy ujrzały to ogłoszenie, wnet zrozumiałem, iż to musi być przeznaczenie.
Oh, Pan MUSI zająć się tym bezczelnym bachorem!
Moja teściowa mdleje ze strachu, kiedy tylko widzi tego "chłopca".
Od kilku lat, jego stan tylko się pogarsza.
Co i rusz widzę to dziecko, jak morduje swoje zabawki.
Cudze lalki barbie wykorzystuje w sposób co najmniej niedorzeczny!
Yego stan z dnia na dzień staje się coraz gorszy. Możliwe, że w końcu zrobi krzywdę całej społeczności istot o mniejszej władzy.

W dodatkowym pliku znajdzie Pan więcej informacji na ten temat.
Proszę o pomoc i przepraszam za moje naganne pismo.
Radzę w najbliższym czasie być wyczulonym na tajemnice, kryjące się w najmniej spodziewanych miejscach.
Z poważaniem.
Louis Devton
Ps. Cena początkowa za wykonanie pracy wynosi 7 mln. $.


- Hmm... Ciekawe - wymruczałem pod nosem, spoglądając w ekran.
Siedziałem w swoim ukochanym, zielonym fotelu z laptopem na kolanach. Przeszukiwałem swoją pocztę, szukając ciekawej oferty pracy.
Zwykły mail, który aż krzyczał klasyką, spoglądał na mnie z rozpaczą. Już za pierwszym razem, kiedy tylko przeczytałem ten tekst, zauważyłem słowo utworzone z pionowo ustawionych liter. Wyraz „POMOCY" mówi sam za siebie. Podejrzewam, że człowiek który pisał ten tekst nie jest na tyle inteligentny, aby kłamać. "Dziecko" potrzebuje opiekuna o twardej ręce, a tym "opiekunem" będę ja.
Usłyszałem ciche kroki zmierzające w moją stronę. Zignorowałem je i dalej przemierzałem otchłań internetu. Skoro znalazłem robotę, to teraz trzeba się do niej przygotować. Należy kupić nowe naboje, impregnaty do noży oraz pistoletów, a także trucizny...
Chwila...
A co z dziewczyną?
Przecież nie zostawię jej samej w domu. Jeszcze zrobiłaby coś głupiego. Poza tym i tak muszę się jej pozbyć.
Właśnie... Co do pozbycia się jej. Mogę to zrobić przed pracą. Mam już plan. Powinno wypalić.
Kiedy usłyszałem, jak Ester siada na kanapie, odezwałem się, spoglądając w komputer:
- Jutro jedziemy do miasta.
- Po co? - spytała zaskoczona.
- Trzeba zrobić zakupy. Poza tym mam robotę. - odparłem zdołowany, ponieważ przypomniałem sobie na czym będzie polegała moja praca.
- Jaką robotę? Gdzie pracujesz?
- Nie twoja sprawa. - odburknąłem.
- Okej... Coś jesteś nie w sosie. Po raz kolejny będziesz chciał mnie zabić? - spytała. Z jej twarzy schodził uśmiech, zastąpiony strachem oraz bezsilnością. Dziewczynę przeszedł dreszcz.
- Nie zabiję cię. Na razie.
Słysząc to, momentalnie wstrzymała oddech i umilkła. Bała się. Znowu zaczęła się mnie bać.
Dlaczego musiała się zakochać w kimś takim jak ja?! Przecież z takim wyglądem może mieć każdego innego faceta.
- W takim razie ja idę coś porobić... Masz jakieś książki? - spytała. Jej oczy zdradzały strach przed moją osobą.
- W sypialni. Zajmij się sobą. Jestem zajęty. - odparłem z kamienną twarzą. Nie obchodziło mnie co sobie pomyśli. I tak się jej pozbędę, więc równie dobrze może mnie znienawidzić.
Gdy usłyszałem jak dziewczyna wchodzi do sypialni, moje myśli powędrowały do pracy.
Zakupy u Cole'a będą mnie kosztować co najmniej kilkanaście tysięcy dolarów. Do tego należy doliczyć koszty nowych ubrań i jakiegoś pojazdu. Dobrze się składa, że znalazłem sobie pracę, bo na moim koncie zostały ostatnie oszczędności. Przyda się dokarmić portfel, bo za chwilę skubaniec pożre moją najnowszą kartę z bonusami do McDonald'a.
Siedziałem przed komputerem jeszcze kilka godzin, ale nawet ktoś taki jak ja potrzebuje snu, a w szczególności, kiedy następnego dnia musi wykonać brudną robotę.
Z ociąganiem wyłączyłem laptopa, odłożyłem go na stoliczek i ruszyłem do sypialni. Kiedy już miałem wchodzić do pokoju i paść na łóżko, przypomniałem sobie o drobnym problemie.
Problemem tym była mała, wnerwiająca osóbka, leżąca na moim łóżku. Zwinięta w kłębek, opatulona kołdrą, trzymała przy piersi książkę Edgara Allana Poe. Przez chwilę w ciszy wpatrywałem się w dziewczynę. Słuchałem jej wolnego oddechu, regularnego bicia serca. Delektowałem się tymi zwykłymi rzeczami, których nie mogłem doświadczać na co dzień.
Nagle dziewczyna zaczęła się rzucać. Wyglądała, jakby chciała się przed czymś obronić. Po jej policzkach spływały łzy, a z jej ust wyrwał się głośny krzyk.
- Zostaw mnie! Nie dotykaj mnie! Puszczaj!
Przez kilka sekund gapiłem się na Ester. Byłem tak cholernie przerażony i zdezorientowany...
Dziewczyna, której tak w zasadzie kompletnie nie znałem. Nie miałem zielonego pojęcia czego ode mnie oczekiwała, dlaczego chciała ze mną zostać, dlaczego mnie kochała... ona zaczęła mieć dla mnie znaczenie. Ta cała sytuacja mnie przerasta.
Jak ona mnie wkurza...
Ale ona mnie kocha.
Ale ja chciałem ją zabić.
Ale teraz nie wiem, co zrobić, jak jej pomóc.
Ona ma koszmar. Boi się.
A ja jestem piekielnie zmęczony.
I mam już tego dosyć
Kurde.
Ona mnie fascynuje.
Ona jest piękna.
Ona jest niesamowita.
Ona jest głupia.
Ona jest niezgrabna.
Ona zmieniła moje życie.
Ona jest... Wyjątkowa.
Co zrobić?
Podszedłem do dziewczyny i chwyciłem jej nadgarstki. Potem klęknąłem nad nią, unieruchamiając jej nogi. Ester zaczęła się jeszcze bardziej wyrywać. Wyswobodziła jedną nogę, a następnie szybko ją uniosła...
Ałć...
Przez moje ciało przeszedł niewyobrażalny ból. Jęknąłem głośno, po czym puściłem dziewczynę i stoczyłem się na podłogę.
- Dziewczyno, delikatniej trochę. Daj mi szansę na posiadanie potomstawa... - wyjęczałem, zwijając się na podłodze.
Śpiąca Królewna mnie olała i znowu wiła się na łóżku, wrzeszcząc niezrozumiałe słowa. Po raz kolejny ją unieruchomiłem, lecz tym razem mocniej docisnąłem nogi do łóżka. Teraz trzeba zamknąć jej usta...
Mój mózg wyjął na wierzch wspomnienie pocałunku w lesie. Później przybył kolejny obraz. Ester w samym ręczniku z rozpuszczonymi włosami, stojąca w progu sypialnianych drzwi.
Jej smukłe ciało, tak idealnie układało się pode mną. Jej miękkie wargi tak świetnie pasowały do moich ust...
Xavier, ogarnij się. Pomyśl o czymś innym.
Racja, chłopie. Pomyśl na przykład o... Martwych kotkach. Tak, martwe, zozprute kotki.
Już na samą myśl zupełnie ochłonąłem.
Chwyciłem w jedną rękę oba nadgarstki dziewczyny, po czym delikatnie pogłaskałem jej policzek.
- Ester... Ćśś... Wszystko jest dobrze. Nic ci nie jest. Jesteś bezpieczna. - powiedziałem kojącym głosem.
Mimo, że dziewczyna spała, najwidoczniej zareagowała na moje słowa i trochę się uspokoiła. Przestała krzyczeć, a także skończyła się wyrywać. Powoli jej oddech się wyrównywał.
Lustrowałem dokładnie jej twarz, starłem łzy. Zszedłem z niej i podszedłem do jednej z szaf, aby wyjąć koc. Postanowiłem spać na kanapie, pamiętając o ostatniej, wspólnej nocy, a w szczególności o poranku.
Ruszyłem w stronę korytarza, wymijając machoniową szafkę, która stała obok wyjścia z pokoju.
- Poczekaj... Proszę, zostań ze mną. Nie chcę, aby on znowu mi się przyśnił. - usłyszałem cichy głos, dobiegający z łóżka.
Odwróciłem się. Moje oczy spotkały się z tęczkówkami Ester.
- Prawie cię zabiłem. Kilka godzin temu, prawie się rozpłakałaś ze strachu przede mną. Jakim cudem miałbym odgonić twoje koszmary? - spytałem.
- Nie wiem. To prawda, że się ciebie boję, ale... Chyba po prostu czuję, że mogę ci zaufać. - wzruszyła ramionami i zaśmiała się cichutko. - To śmieszne. Dzisiaj rano wywaliłam cię z łóżka, później zaczęłam po raz kolejny się ciebie bać, a teraz proszę cię, abyś ze mną spał.
I do tego mnie kochasz... Może zwiałaś z psychiatryka?
Panie i panowie! Macie tutaj najprawdziwszy okaz syndromu sztokholmskiego! Pamiętajcie, zdjęcia bez flesza. Do mnie po autografy!
- Czyli mówisz, że mam z tobą spać, tak? - upewniłem się.
- Proszę. To bardzo mi pomoże. Wczoraj zadziałało.
- Wczoraj? Często masz takie koszmary?
Dziewczyna ułożyła się na łóżku. Ziewnęła przeciągle i wtuliła głowę w poduszkę. Poklepała miejsce obok siebie, gdzie rzekomo miałbym po raz kolejny spać.
- Jutro o tym. Kładź się. - powiedziała i zasnęła.
Nie mając innego wyboru, ułożyłem się obok dziewczyny, a już po kilku sekundach spałem.
Tej nocy znowu nie nawiedził mnie żaden koszmar.

środa, 13 maja 2015

IV

[ONA]

Obudziłam się. Pierwsze co poczułam to, tępy ból, rozsadzający mi czaszkę. Jęknęłam głośno. Chciałam się złapać za głowę, ale moje ręce i nogi były unieruchomione.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą twarz Xaviera. Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, nie wiedząc, które z nas ma zacząć rozmowę.
- D-dzieńdobry... - powiedziałam niepewnie po kilku minutach.
- Cześć... - odparł zdezorientowany.
Zaczęłam się rozglądać dookoła siebie, by przynajmniej wiedzieć, gdzie się znajduję. Przejechałam wzrokiem po znajomych ścianach w kolorze kawy latte, drewnianej szafie oraz puszystym, kremowym dywanie. Byłam w typowo męskim pokoju. JEGO typowo męskim pokoju.
Boże... Co zrobić?! Co zrobić?! Nic nie pamiętałam, odkąd Xavier nalał mi do mojego kubka z kawą dużą dawkę bourbona.
Spojrzałam na niego. Po raz kolejny miałam okazję zobaczyć jego tors, na który widok zapierało mi dech w piersi. Chłopak oplatał mnie swoimi silnymi, ciepłymi ramionami, a nogę oparł na moim biodrze, jakbym była jakimś dużym pluszakiem. Miał na sobie tylko czarne dżinsy, które idealnie przylegały do jego ciała...
Chwila, dlaczego właśnie teraz muszę rozmyślać nad tym, co ten chłopak ma na sobie?
Zwróciłam ponownie swoje oczy na jego twarz, wyrażającą zdezorientowanie.
- A co jeśli my ze sobą... - wyszeptałam.
Dopiero, kiedy to powiedziałam, zorientowałam się, że nie powinnam tego robić. Moje policzki zaczęły płonąć, a ja odwróciłam wzrok. Po chwili usłyszłam śmiech. Spojrzałam ponownie w oczy chłopaka. Odwzajemnił spojrzenie i powiedział:
- Spoko to ty mi się wpakowałaś do łóżka.
- A-ale kiedy? Nie pamiętam...
- Byłaś pijana. To oczywiste, że nie pamiętasz.
Moje policzki chyba były już gorętsze od lawy. Nie wiedziałam, gdzie podziać wzrok, a śmiech chłopaka jeszcze bardziej mnie peszył.
- Przestań się śmiać! - powiedziałam wkurzona.
- Z tego co słyszę, to panienka trochę bardziej rozmowna się zrobiła. - odparł ze śmiechem.
- Głowa mnie boli, to dlatego.
- Czyżby? - spytał z tym swoim seksownym uśmieszkiem.
Jak on mnie wkurza...
Ale ja go kocham.
Ale on chciał mnie zabić.
Ale teraz leżymy razem w JEGO łóżku.
On mnie przytula.
A mnie boli głowa.
I mam już tego dosyć.
Kurde.
Ten chłopak prawie mnie zabił.
Ten chłopak mnie pocałował.
Ten chłopak mnie uratował.
Ten chłopak mnie upił.
Ten chłopak ze mną spał.
Wniosek? Walić to. Co mi szkodzi?
- Zejdź ze mnie. - rozkazałam.
Chłopak popatrzył na mnie jak na UFO.
- Rany, dziewczyno... Co ci się stało? Uderzyłaś się gdzieś? - dotknął swoją dłonią mojego czoła. - Nie masz gorączki. W takim razie jakim cudem możesz być taka rozmowna?
Miałam tego dosyć. Z każdą sekundą mój kac coraz bardziej dawał się we znaki. O fak. Zaraz będę...
- Szybko, puść mnie! Zaraz się porzygam!
Chłopak miał teraz oczy jak pięciozłotówki. Szybko się odsunął, a ja pobiegłam na spotkanie z łazienkowym tronem. Kiedy zwracałam kolację, poczułam jak Xavier chwyta moje włosy i delikatnie głaszcze mnie po plecach.
Super. Nie ma to jak męska psiapsiółka...
Gdy już przemyłam usta i twarz, podniosłam wzrok na swojego wybawcę. Ten stał w tej małej, białej łazieneczce z założonymi rękami i przyglądał mi się bez jakiegokolwiek skrępowania.
- Mam coś na twarzy? - uniosłam brew i przybrałam taką samą pozę co on.
Chłopak westchnął i wyszedł z łazienki. Zanim ruszyłam za nim, usłyszałam jego ciche kroki na parterze. Zeszłam na dół i stanęłam obok Xaviera, przyglądając się jego garderobie.
- Co chcesz założyć?
- Co? - spytałam, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
- Nie myłaś się już kilka dni. Nie pachniesz stokrotkami. Wybierz sobie coś i idź się myć. Później wypiorę twoje ubrania. - oznajmił.
Podeszłam do szafy. Wszystkie ubrania były czarne. Tak... Niezwykle trudny wybór.
Chwyciłam coś, co wyglądało na koszulkę. Ze spodenkami było trudniej.
- Masz jakieś spodenki, które nie spadną mi tuż po założeniu? - spytałam, spoglądając chłopakowi w oczy.
- Powinienem mieć... - zaczął grzebać w szafie. - Mam. Może być?
W ręce trzymał bokserki. Spojrzałam nieufnie na chłopaka, a następnie na to, co trzymał w ręce.
- Spokojnie. Są nowe. Niedawno kupiłem.
Szybko zabrałam gacie i podreptałam do łazienki.
Głowa cudem przestała mnie boleć. To chyba dobry znak.
Rozebrałam się i weszłam pod prysznic, zamykając wcześniej drzwi na klucz. Kiedy włączyłam wodę, poczułam jakby milion małych igiełek wbijało mi się w skórę. Szybko zakręciłam kurek i wyszłam z pod prysznica. Owinęłam się szczelnie ręcznikiem, po czym wyszłam z łazienki. Poszłam do sypialni, bo właśnie tam słyszałam, jak ktoś się krząta.
Stanęłam przed chłopakiem. Wciągnął głośno powietrze, kiedy tylko zaczął mnie lustrować. Uśmiechnęłam się na jego reakcję...
Ester, nie po to tutaj przyszłaś.
- Dlaczego nie ma ciepłej wody? - chwyciłam się za biodra i uniosłam brew.
- Bo trzeba ją sobie przygotować. - oznajmił.
- Dopiero teraz mi to mówisz?! - powiedziałam podniesionym głosem.
- Nie pytałaś. - wzruszył ramionami.
- W takim razie teraz mi powiedz, co mam zrobić.
- Chodź, lepiej jak ci pokarzę.
Poszliśmy do łazienki. Starałam się patrzeć na wszystko inne, byleby nie na chłopaka, idącego przede mną. Kremowe ściany, lampy, zawieszone u góry, dające pomarańczowe światło oraz podłoga wyłożona miękką, brązową wykładziną.
W łazience chłopak pokazał mi, że muszę nacisnąć czerwony guziczek, aby włączyć podgrzewanie wody, a zielony, aby wyłączyć. Było tam również pokrętło, ma którym ustawiało się temperaturę.
- Dasz sobie radę?
- Tak, dzięki. A teraz pozwól, że się umyję.
- Jasne. - po tych słowach wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Umyłam ciało z braku laku jego super męskim żelem do ciała, po czym jego super męskim szamponem wyszorowałam włosy. Wychodząc spod prysznica, czułam, że pachnę jak super mężczyzna. Ale zarazem pachniałam też jak Xavier, więc nie miałam nic przeciwko.
Owinęłam się jego czarnym ręcznikiem. Suszarką, którą wygrzebałam wcześniej z szafy, wysuszyłam włosy. Znalazłam również jakąś jeszcze nie otworzoną szczoteczkę do zębów i wyszorowałam nią zęby. Po tych wszystkich czynnościach czułam się jak nowonarodzona.
Spojrzałam smętnie na swoje nowe ciuchy. Założyłam biustonosz oraz majtki, które wcześniej wyprałam i wysuszyłam suszarką, a do tego czarną koszulkę, która sięgała mi prawie do kolan i bokserki.
Swoje brudne ciuchy wrzuciłam do pralki. Dopiero teraz zrozumiałam, dlaczego być może chłopak ma tylko jeden kolor ubrań. Nie musi ich segregować. Wszystkie pierze razem. Muszę przyznać, że jest to bardzo pomysłowe.
Kiedy już ubrana wyszłam z łazienki, poczułam nieziemski zapach jedzenia. Poszłam za nim i dotarłam do kuchni, gdzie Xavier właśnie przerzucał naleśniki. Gdy mnie zobaczył, posłał mi ten swój uśmieszek. Po chwili postawił przede mną talerz cieplutkich naleśników. Bez zastanowienia chwyciłam widelec, który dostałam wcześniej od chłopaka i zabrałam się za konsumowanie. Czując słodycz na podniebieniu, jęknęłam zadowolona. Skończyłam szybko swój posiłek, umyłam talerz oraz widelec, po czym poszłam do Xaviera. Ten siedział w swoim zielonym fotelu z komputerm na kolanach. Siadłam na kanapie, na przeciwko chłopaka.
- Jutro jedziemy do miasta. - oznajmił nagle.
- Po co?
- Trzeba zrobić zakupy. Poza tym mam robotę.
- Jaką?
- Nie twoja sprawa. - odburkął.
- Okej... Coś jesteś nie w sosie. Po raz kolejny będziesz chciał mnie zabić?
Na te słowa chłopak nagle spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Poczułam, jakby zaglądał mi w duszę. Przeszedł mnie dreszcz.
- Nie zabiję cię. Na razie.
Słysząc to, momentalnie wstrzymałam oddech i umilkłam. Bałam się. Znowu zaczęłam się go bać.
Dlaczego musiałam zakochać się właśnie w nim? Dlaczego?!
- W takim razie ja idę coś porobić... Masz jakieś książki? - spytałam z duszą na ramieniu.
- W sypialni. Zajmij się sobą. Jestem zajęty. - odparł z kamienną twarzą.
Nie miałam innego wyboru. Mimo, że nie lubię, kiedy ludzie rozstawiają mnie po kątach, poszłam do sypialni. Wzięłam pierwszą lepszą książkę. "Edgar Allan Poe". Super.
Przeczytałam kilka powieści, które wzmożyły mój strach.
Zabrałam się za kolejną, ale nie wiedząc kiedy, odpłynęłam w sen...