[ON]
Nagle
odzyskałem świadomość. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem, ani jak się tutaj
znalazłem. Byłem natomiast pewien, że coś jest nie tak.
Poczułem na
ustach dotyk czegoś ciepłego i miękkiego, co spowodowało, iż natychmiast
otworzyłem szeroko oczy. Ujrzałem przed sobą jej twarz.
Zorientowała
się, że na nią patrzę, dlatego też odsunęła się się ode mnie i po chwili tak
jak i ja, wnikliwie się we mnie wpatrywała.
Nie byłem
zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Podziwiałem jej aureolę blond włosów, drobne
usta oraz duże oczy w barwach szmaragdu.
Po chwili
dziewczyna spuściła wzrok, a jej policzki zalała czerwień. Spróbowała się
ruszyć, lecz jej na to nie pozwoliłem. Nie myślałem o niczym innym, jak o
posmakowaniu tych ust ponownie. Ona natomiast, będąc jeszcze bardziej
zdezorientowana, wymamrotała wstydliwie.
- Emm... Wiesz co? Może już byś ze mnie
zszedł?
Jej głos
zawrócił mi w głowie. Moje pragnienie wzrosło diametralnie.
- Mógłbyś ze mnie zejść? Ta ziemia jest nieco
mokra. - rzekła niepewnie.
- Och! Weź się na chwilę ucisz! - palnąłem
rozgorączkowany.
- Ale dlacze... - nie
mogłem dłużej znieść pożądania palącego moje ciało. Zamknąłem jej usta swymi
wargami. Dziewczyna natychmiast się poddała. Poczułem jak w moim umyśle wybucha
eksplozja rozkoszy. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chciałem bardziej
posmakować te słodkie usteczka, delikatne, niczym płatki róż. Zacząłem mocniej
napierać na jej usta językiem, pieściłem jej wargi.
To było tak nierealne... Tak boskie...
Oczywiście każda przyjemność kiedyś musi
się skończyć. Leniwie odsunąłem się od niej, by móc złapać oddech. Dziewczyna
leżąca pode mną oddychała szybko i nierówno, a jej źrenice zasłaniały prawie
całą tęczówkę.
Gdy minęło już kilka minut, podniosłem
się, co po chwili uczyniła również moja towarzyszka.
- Chodź. Po drodze będziesz
mi zadawać pytania. - powiedziałem zachrypniętym głosem, kiedy trochę
ochłonąłem.
Ruszyłem przed siebie. Mój instynkt
zabójcy prowadził mnie do mego domku umiejscowionego w tym mrocznym,
zapomnianym lesie. Mieszkałem tam już kilka lat, bez obaw, że znowu zabiję
kogoś, na kim mi zależy. Niestety pewnego dnia przybyła ona i cały misterny plan
diabli wzięli.
Bezustannie musiałem powstrzymywać moje
mordercze umiejętności. To była męka. Ciągły strach, brak czasu na polowania,
niezużyta energia, lecz najgorsze były koszmary, prześladujące mnie każdej
nocy.
Za dużo o tym myślę, upomniałem siebie.
Trzeba pomyśleć o
tym, co zrobić teraz.
Brnęliśmy przez ciemny, ponury las do
chatki. Mimo, że pozwoliłem dziewczynie zadawać pytania, nie odezwała się ani
słowem. Grzecznie dreptała za mną, rozglądając się czujnie po borze. Tylko raz
na jakiś czas zerkała w moją stronę, a następnie zawstydzona spuszczała wzrok.
Po paru minutach marszu dostrzegłem domek.
Jako, że marzył mi się orzeźwiający prysznic, przyśpieszyłem kroku.
Wparowałem do łazienki, nie zważając na
otwarte drzwi i stojącą w nich dziewczynę. Zdjąłem buty, koszulkę i spodnie,
zostając w samych bokserkach. Wskoczyłem pod swój prowizoryczny prysznic i
oblałem się lodowatą wodą. Strumienie przyjemnie koiły moje zszargane nerwy. W
końcu miałem trochę czasu na obmyślenie planu działania.
Gdy skończyłem się myć, owinąłem
ręcznikiem dolne partie ciała, po czym wróciłem do salonu, by poszukać świeżych
ubrań. W pokoju siedziała moja towarzyszka, spoglądając ślepo przez okno.
Wcześniej postanowiłem, iż wpierw się oporządzę, a następnie będę z nią
pertraktować.
Podszedłem do swej szafy z ironicznym
uśmieszkiem na twarzy i otworzyłem jej skrzydło, czując się jak Łucja z
"Narni". Nie kolekcjonuję tam co prawda drzew iglastych, czy też
wesołych faunów, lecz wymiary oraz styl tych szaf są bardzo do siebie zbliżone.
Moja garderoba była wielce urozmaicona
kolorystycznie. Posiadałem czarne T-shirty, czarne bluzy, czarne spodnie,
czarne buty sportowe, czarne koszule, czarne kurtki, czarne piżamy i oczywiście
czarną bieliznę. Ach... Ten szeroki wybór. Cóż za porażający wachlarz kolorów!
Chwyciłem pierwsze lepsze ciuchy.
Przebrałem się w łazience, po czym podreptałem do dużego pokoju. Dziewczyna nie
ruszyła się ani na milimetr. Wyglądała jak mały króliczek, czekający z
rezygnacją na swoją nieuniknioną śmierć. Była taka delikatna... taka
bezbronna...
- Nie bój się mnie, już nie
gryzę. - powiedziałem półżartem, by rozluźnić atmosferę.
- Ja... Ja się wcale ciebie
nie boję! - mówiąc to, spojrzała mi prosto w oczy. Był to ogromny błąd.
Ujrzałem tam jej cały ból, szok spowodowany nagłym kontaktem z rzeczywistością
i strach. Strach przede mną.
To mnie nieźle wyprowadziło z równowagi.
- Słuchaj! Nikt ci nie
kazał przyłazić na to zadupie! Jeżeli uważasz się za jakąś pieprzoną Śnieżkę,
to wiedz, że ja nie jestem krasnoludkiem! Nie będziesz tu sprzątać, gotować i
ścielić łóżeczek!
Od teraz masz wybór. Zabieram cię do najbliższego miasta, a ty
stamtąd grzecznie wracasz do swojego domu, zapominając o mnie. Możesz również
zostać tutaj, chociaż nie wiem po jaką cholerę, no i wtedy oczywiście umrzesz.
- oznajmiłem wpieniony.
"Śnieżka" znowu zaczęła wiercić
wzrokiem dziurę w podłodze. Aby dać jej czas na zastanowienie się, poszedłem do
kuchni, by zrobić herbatę.
Po kilku minutach wróciłem do salonu.
Postawiłem kubki na stoliczku i padłem w swój ukochany, zielony fotel,
ustawiony naprzeciw kanapy, gdzie siedziała dziewczyna. Rozsiadłem się
wygodnie, po czym wyczekiwałem cierpliwie odpowiedzi. Kilka minut później
panienka w końcu się odezwała.
- Mogę ci zadać wpierw
kilka pytań? - zapytała niepewnie.
- Jasne. Dałem ci na to
pozwolenie, już kilka godzin temu. - upiłem łyk herbaty. - Pytaj, śmiało.
- No więc... Co ci się
stało tam, w lesie?
- A, to... - odwróciłem
wzrok, rozmyślając nad odpowiedzią. - Wybacz, ale tego akurat nie mogę ci
powiedzieć, dopóki nie poznam twojej decyzji. - odparłem.
- W takim razie mogę
przynajmniej poznać twoje imię?
- Racja, jeszcze się sobie
nie przedstawiliśmy! - rzekłem zaskoczony. - Mam na imię Xavier, a na nazwisko
Cartwright, a ty? - spytałem.
- Ester... Ester Erdhart. -
powiedziała nieśmiało. - Na razie nie mam więcej pytań, ale czy mógłbyś dać mi
mniej więcej godzinę, bym mogła pomyśleć o tym, czy zostanę, lub odejdę?
To pytanie mnie zszokowało. Ta dziewczyna
naprawdę ma jeszcze jakieś obiekcje?! Prawie ją zabiłem!
Postanowiłem nie okazywać zdumienia, dlatego też śmiało odparłem.
- Jasne, ja w tym czasie
będę w sypialni. Możesz być spokojna. Nic ci nie zrobię, a ty sobie tutaj
rozmyślaj. - już miałem iść, gdy przypomniałem sobie o czymś. - Ester, ta
herbata nie jest trująca. Możesz ją pić, nie krępuj się. Gdybym chciał cię
zabić, zrobiłbym to wcześniej. - i z tymi oto słowami zostawiłem ją w pokoju, a
sam skierowałem się schodami na górę.
Czas ciągnął się niemiłosiernie.
Spojrzałem na zegarek. Pierwsza minuta, druga minuta, trzecia... Powoli
odpływałem...
Nie! Nie mogę teraz zasnąć! Jeszcze nie teraz.
Usłyszałem kroki na schodach. widać
dziewczyna w końcu podjęła decyzję.
Czekając na jej przybycie, modliłem się do
wszystkich znanych mi bóstw, by wybrała odejście ode mnie, dla naszego dobra.
Kiedy w końcu ją ujrzałem w progu
sypialnianych drzwi, od razu spojrzałem jej w oczy. Nie zobaczyłem tam już
niepewności, czy strachu, lecz odwagę połączoną z walecznością. To był zły
omen.
- Podjęłam decyzję. Xavier,
zostaję z tobą, - oznajmiła
No pięknie...
Tak! Musisz kontynuować! Niecierpliwie czekam na dalszą część!
OdpowiedzUsuńO matko!! Jestes niesamowita, nie moge sie doczekac kolejnych!
OdpowiedzUsuńxx
Piszesz cudownie! Kiedy wydasz książke?
OdpowiedzUsuńCzekam na dalsze rozdziały <3