wtorek, 10 lutego 2015

II


[ON]

Nagle odzyskałem świadomość. Nie miałem pojęcia, gdzie jestem, ani jak się tutaj znalazłem. Byłem natomiast pewien, że coś jest nie tak.
Poczułem na ustach dotyk czegoś ciepłego i miękkiego, co spowodowało, iż natychmiast otworzyłem szeroko oczy. Ujrzałem przed sobą jej twarz.
Zorientowała się, że na nią patrzę, dlatego też odsunęła się się ode mnie i po chwili tak jak i ja, wnikliwie się we mnie wpatrywała.
Nie byłem zdolny do jakiegokolwiek ruchu. Podziwiałem jej aureolę blond włosów, drobne usta oraz duże oczy w barwach szmaragdu.
Po chwili dziewczyna spuściła wzrok, a jej policzki zalała czerwień. Spróbowała się ruszyć, lecz jej na to nie pozwoliłem. Nie myślałem o niczym innym, jak o posmakowaniu tych ust ponownie. Ona natomiast, będąc jeszcze bardziej zdezorientowana, wymamrotała wstydliwie.
 - Emm... Wiesz co? Może już byś ze mnie zszedł?
Jej głos zawrócił mi w głowie. Moje pragnienie wzrosło diametralnie.
 - Mógłbyś ze mnie zejść? Ta ziemia jest nieco mokra. - rzekła niepewnie.
 - Och! Weź się na chwilę ucisz! - palnąłem rozgorączkowany.
 - Ale dlacze... - nie mogłem dłużej znieść pożądania palącego moje ciało. Zamknąłem jej usta swymi wargami. Dziewczyna natychmiast się poddała. Poczułem jak w moim umyśle wybucha eksplozja rozkoszy. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Chciałem bardziej posmakować te słodkie usteczka, delikatne, niczym płatki róż. Zacząłem mocniej napierać na jej usta językiem, pieściłem jej wargi.
To było tak nierealne... Tak boskie...
Oczywiście każda przyjemność kiedyś musi się skończyć. Leniwie odsunąłem się od niej, by móc złapać oddech. Dziewczyna leżąca pode mną oddychała szybko i nierówno, a jej źrenice zasłaniały prawie całą tęczówkę.
Gdy minęło już kilka minut, podniosłem się, co po chwili uczyniła również moja towarzyszka.
 - Chodź. Po drodze będziesz mi zadawać pytania. - powiedziałem zachrypniętym głosem, kiedy trochę ochłonąłem.
Ruszyłem przed siebie. Mój instynkt zabójcy prowadził mnie do mego domku umiejscowionego w tym mrocznym, zapomnianym lesie. Mieszkałem tam już kilka lat, bez obaw, że znowu zabiję kogoś, na kim mi zależy. Niestety pewnego dnia przybyła ona i cały misterny plan diabli wzięli.
Bezustannie musiałem powstrzymywać moje mordercze umiejętności. To była męka. Ciągły strach, brak czasu na polowania, niezużyta energia, lecz najgorsze były koszmary, prześladujące mnie każdej nocy.
Za dużo o tym myślę, upomniałem siebie.
         Trzeba pomyśleć o tym, co zrobić teraz.
Brnęliśmy przez ciemny, ponury las do chatki. Mimo, że pozwoliłem dziewczynie zadawać pytania, nie odezwała się ani słowem. Grzecznie dreptała za mną, rozglądając się czujnie po borze. Tylko raz na jakiś czas zerkała w moją stronę, a następnie zawstydzona spuszczała wzrok.
Po paru minutach marszu dostrzegłem domek. Jako, że marzył mi się orzeźwiający prysznic, przyśpieszyłem kroku.
Wparowałem do łazienki, nie zważając na otwarte drzwi i stojącą w nich dziewczynę. Zdjąłem buty, koszulkę i spodnie, zostając w samych bokserkach. Wskoczyłem pod swój prowizoryczny prysznic i oblałem się lodowatą wodą. Strumienie przyjemnie koiły moje zszargane nerwy. W końcu miałem trochę czasu na obmyślenie planu działania.
Gdy skończyłem się myć, owinąłem ręcznikiem dolne partie ciała, po czym wróciłem do salonu, by poszukać świeżych ubrań. W pokoju siedziała moja towarzyszka, spoglądając ślepo przez okno. Wcześniej postanowiłem, iż wpierw się oporządzę, a następnie będę z nią pertraktować.
Podszedłem do swej szafy z ironicznym uśmieszkiem na twarzy i otworzyłem jej skrzydło, czując się jak Łucja z "Narni". Nie kolekcjonuję tam co prawda drzew iglastych, czy też wesołych faunów, lecz wymiary oraz styl tych szaf są bardzo do siebie zbliżone.
Moja garderoba była wielce urozmaicona kolorystycznie. Posiadałem czarne T-shirty, czarne bluzy, czarne spodnie, czarne buty sportowe, czarne koszule, czarne kurtki, czarne piżamy i oczywiście czarną bieliznę. Ach... Ten szeroki wybór. Cóż za porażający wachlarz kolorów!
Chwyciłem pierwsze lepsze ciuchy. Przebrałem się w łazience, po czym podreptałem do dużego pokoju. Dziewczyna nie ruszyła się ani na milimetr. Wyglądała jak mały króliczek, czekający z rezygnacją na swoją nieuniknioną śmierć. Była taka delikatna... taka bezbronna...
 - Nie bój się mnie, już nie gryzę. - powiedziałem półżartem, by rozluźnić atmosferę.
 - Ja... Ja się wcale ciebie nie boję! - mówiąc to, spojrzała mi prosto w oczy. Był to ogromny błąd. Ujrzałem tam jej cały ból, szok spowodowany nagłym kontaktem z rzeczywistością i strach. Strach przede mną.
To mnie nieźle wyprowadziło z równowagi.
 - Słuchaj! Nikt ci nie kazał przyłazić na to zadupie! Jeżeli uważasz się za jakąś pieprzoną Śnieżkę, to wiedz, że ja nie jestem krasnoludkiem! Nie będziesz tu sprzątać, gotować i ścielić łóżeczek!
Od teraz masz wybór. Zabieram cię do najbliższego miasta, a ty stamtąd grzecznie wracasz do swojego domu, zapominając o mnie. Możesz również zostać tutaj, chociaż nie wiem po jaką cholerę, no i wtedy oczywiście umrzesz. - oznajmiłem wpieniony.
"Śnieżka" znowu zaczęła wiercić wzrokiem dziurę w podłodze. Aby dać jej czas na zastanowienie się, poszedłem do kuchni, by zrobić herbatę.
Po kilku minutach wróciłem do salonu. Postawiłem kubki na stoliczku i padłem w swój ukochany, zielony fotel, ustawiony naprzeciw kanapy, gdzie siedziała dziewczyna. Rozsiadłem się wygodnie, po czym wyczekiwałem cierpliwie odpowiedzi. Kilka minut później panienka w końcu się odezwała.
 - Mogę ci zadać wpierw kilka pytań? - zapytała niepewnie.
 - Jasne. Dałem ci na to pozwolenie, już kilka godzin temu. - upiłem łyk herbaty. - Pytaj, śmiało.
 - No więc... Co ci się stało tam, w lesie?
 - A, to... - odwróciłem wzrok, rozmyślając nad odpowiedzią. - Wybacz, ale tego akurat nie mogę ci powiedzieć, dopóki nie poznam twojej decyzji. - odparłem.
 - W takim razie mogę przynajmniej poznać twoje imię?
 - Racja, jeszcze się sobie nie przedstawiliśmy! - rzekłem zaskoczony. - Mam na imię Xavier, a na nazwisko Cartwright, a ty? - spytałem.
 - Ester... Ester Erdhart. - powiedziała nieśmiało. - Na razie nie mam więcej pytań, ale czy mógłbyś dać mi mniej więcej godzinę, bym mogła pomyśleć o tym, czy zostanę, lub odejdę?
To pytanie mnie zszokowało. Ta dziewczyna naprawdę ma jeszcze jakieś obiekcje?! Prawie ją zabiłem!
Postanowiłem nie okazywać zdumienia, dlatego też śmiało odparłem.
 - Jasne, ja w tym czasie będę w sypialni. Możesz być spokojna. Nic ci nie zrobię, a ty sobie tutaj rozmyślaj. - już miałem iść, gdy przypomniałem sobie o czymś. - Ester, ta herbata nie jest trująca. Możesz ją pić, nie krępuj się. Gdybym chciał cię zabić, zrobiłbym to wcześniej. - i z tymi oto słowami zostawiłem ją w pokoju, a sam skierowałem się schodami na górę.
Czas ciągnął się niemiłosiernie. Spojrzałem na zegarek. Pierwsza minuta, druga minuta, trzecia... Powoli odpływałem...
Nie! Nie mogę teraz zasnąć! Jeszcze nie teraz.
Usłyszałem kroki na schodach. widać dziewczyna w końcu podjęła decyzję.
Czekając na jej przybycie, modliłem się do wszystkich znanych mi bóstw, by wybrała odejście ode mnie, dla naszego dobra.
Kiedy w końcu ją ujrzałem w progu sypialnianych drzwi, od razu spojrzałem jej w oczy. Nie zobaczyłem tam już niepewności, czy strachu, lecz odwagę połączoną z walecznością. To był zły omen.
 - Podjęłam decyzję. Xavier, zostaję z tobą, - oznajmiła
No pięknie...


3 komentarze:

  1. Tak! Musisz kontynuować! Niecierpliwie czekam na dalszą część!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko!! Jestes niesamowita, nie moge sie doczekac kolejnych!
    xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Piszesz cudownie! Kiedy wydasz książke?
    Czekam na dalsze rozdziały <3

    OdpowiedzUsuń